czwartek, 4 kwietnia 2013

PART THREE


Siedziałem z Zaynem do północy. Wypiliśmy trochę, ale to dla nas było normalne. Często spotykaliśmy się na u mnie w domu i oglądaliśmy albo filmy, albo mecze, popijając sobie po kilkanaście piw. Rano obudził mnie budzik. Była 10.00. Za godzinę powinienem być w pracy. Och... Lekcje u pana Franklina i jego bachora były czymś co kochałem (wyczuj ten sarkazm). Ubrałem się spodnie jeansowe, białą bluzkę i grubą bluzę. Zjadłem kilka kanapek i napiłem się kawy. Zadzwoniłem jeszcze do Zayna spytać jak się czuje. Miał strasznego kaca. Nie dziwie mu się. Sam bym go miał, ale nie zapomniałem o dzisiejszej randce z Darcy. Przecież nie mogłem iść na spotkanie z kacem. Najważniejsze jest pierwsze wrażenie.
Gotowy do wyjścia, zabrałem teczkę z nutami, założyłem buty i kurtkę, i z uśmiechem na ustach opuściłem mieszkanie.
    - Gdzie idziesz Loui? - usłyszałem znajomy głos, kiedy wyszedłem z bloku
    - Modest, przecież wiesz gdzie.
    - A no tak. Będziesz śpiewał pioseneczki z małym Franklina. Wlazł kotek na płotek czy Siała baba mak?
    - The Script – Hall of Fame – powiedziałem i podążyłem do pana Franklina.
    - Mhm... Taa jasne! - usłyszałem krzyki Modesta, ale nie zwróciłem na to specjalnie uwagi
Dom rodziny w którym dawałem prywatne lekcje ze śpiewu znajdował się kilka przecznic od mojego mieszkania, więc byłem tam w mgnieniu oka.
    - O Louis, w samą porę – przywitał mnie tymi słowami pan Franklin
    - Dzień Dobry prze pana.
Wszedłem do środka i zdjąłem kurtkę oraz buty. Udałem się do dużego salonu, gdzie znajdował się duży fortepian, a przy nim siedział Jack – syn pana Franklina.
    - Dzień Dobry – przywitał się
    - Witaj. Dlaczego jesteś taki markotny?
    - Nie chcę grać na pianinie. Bolą mnie już palce.
    - To może dzisiaj ja zagram?
    - A umie pan?
    - No pewnie. Na coś się przydała szkoła muzyczna.
Ucieszony chłopak przesunął się robiąc mi miejsce przy instrumencie.
    - Co będziemy dzisiaj śpiewać panie Tomlinson?
    - Co powiesz na The Script?
    - Kocham ten zespół! - ucieszył się młodzieniec – No to co, zaczynamy?
    - Oczywiście – uśmiechnąłem się i podałem Jackowi tekst i nuty.
    ...
Yeah, you can be the greatest
You can be the best
You can be the king kong banging on your chest

You can beat the world
You can beat the war
You can talk to God, go banging on his door

You can throw your hands up
You can beat the clock
You can move a mountain
You can break rock
You can be a master
Don't wait for luck
...
W tym momencie przestałem grać i śpiewać. Oparłem głową o klawisze, które wydały bardzo nieprzyjemny dźwięk, i zacząłem płakać.
    - Co ja kurwa zrobiłem – powiedziałem sam do siebie
    - Co się stało panie Tomlinson? - spytał zatroskany Jack
    - Popełniłem prawdopodobnie największy błąd mojego życia. Teraz nie mogę tego zmienić i zrobię z siebie idiotę.
    - Na pewno nie. Przecież uczy się na błędach. Czy ten błąd o którym pan mówi, czy jego nie da się jeszcze naprawić?
    - Ten błąd nastąpi za dwie godziny.
    - Więc jeszcze się to nie wydarzyło? - uśmiechnął się, wstał i wyszedł z pokoju
Byłem trochę zmieszany zachowaniem chłopca i czekałem sam nie wiem na co. Jednak po niedługim czasie wrócił z małym przedmiotem w dłoniach.
    - To jest oko smoka – rzekł – kiedy byłem mały rodzice wyjechali do Chin. W tym czasie bardzo ciężko zachorowałem. Lekarze nie dawali mi szans. Dzień przed moją przewidzianą przez lekarzy śmiercią, przyjechali rodzice. Dali mi wtedy to oto oko. Dzięki niemu jestem tutaj z panem. Niech pan je weźmie. Wierzę, że panu też da szczęście.
    - Naprawdę? - otarłem łzy
Chłopak uśmiechnął się i zawiązał mi na szyi sznureczek z kryształkiem.
    - A teraz niech pan idzie przygotować się na randkę
    - A skąd wiesz?
    - Przeczucie
Nie mogłem w to uwierzyć. Chłopczyk, który ma niespełna 12 lat dał mi takiego wielkiego kopniaka w dupę. Ubrałem się i opuściłem dom. Pośpieszyłem do domu, gdzie wziąłem prysznic i przebrałem się w koszulę i czerwone spodnie. Spojrzałem na komodę, gdzie leżał naszyjnik od Jacka. Uśmiechnąłem się do siebie i po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Założyłem naszyjnik i schowałem go pod koszulę tak, że nie było go widać. Zadowolony wyszedłem z budynku przy okazji sprzeczając się trochę z Modestem. Po kilkunastu metrach stałem już pod drzwiami Rosso. Chwyciłem za klamkę, wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka. Przy stoliku gdzie mieliśmy się spotkać siedziała tylko jedna dziewczyna... Zaraz, zaraz... DZIEWCZYNA?!? Czyli myliłem się co do Darcy. Och Louis, ty głupcze. Podszedłem nieśmiało do stolika i spytałem:
    - Darcy?


Hejka :)
Jestem bardzo szczęśliwa z powodu 3 komentarzy. Dziękuje wam. Trochę się zrobiłam sentymentalna, po tym jak mi Wera wysłała zdjęcie M. *_*
Ah, jeszcze spytam... Chce ktoś być informowany na twitterze, lub facebook'u o rozdziałach, niech pisze (tt:@Harlem_Harreh ; fb: Natalia Gonerska)
3 komentarze = Następny rozdział :)


4 komentarze:

  1. O.o To jest w końcu Harry czy nie ? ;__; Dawaj rzesz szybciej te rozdziały bo są bardzo ciekawe <3 *__*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Naprawdę ciekawe, czekam na następny. <3 : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Dekluuuuuuuu c'mooon ! Ale boski jestt. No serjoo . Ale modest jesst dziki. xD Eyy daj już następny Natka a nie się pierdoolisz ! Czekam !

    OdpowiedzUsuń